piątek, 29 listopada 2013

Wracam!

Nie było mnie długo, wpłynęły na to różne okoliczności, ale brakowało mi tego pisania, oj brakowało...:)

Dlatego, jak Bruce Willis w "Szklanej Pułapce":



jak Sylwester Stallone w "Rambo"



jak Michał Wiśniewski
 

... WRACAM !!!!!!!!!!!!!!!

czwartek, 5 września 2013

Dlaczego to kocham?


Kocham bieganie, jak żadną inną aktywność fizyczną. Uwielbiam nordik walking, ubóstwiam badmintona i ping-ponga. Uznaję trening na siłowni i generalnie wiem, że cokolwiek robimy, jakkolwiek się ruszamy, robimy swojemu organizmowi dobrze

Jednak nie ma nic, co daje mi tak dużo, jak bieganie.

Przekonałam się wczoraj o tym ostatecznie.

Mój dzień wyglądał mniej więcej tak: noc nieprzespana (Dżemikowi idą 3 zęby naraz), pobudka o 6.30, wyglądam jak zombie, no słowo daję - 40-latka jak nic,  kanapki dla Starszego, prasowanie koszuli dla Starego (nienawidzę prasowania koszul), jajecznica dla Małża, znowu upierniczyłam całą kuchnię, Dżemik płacze, czy ja nie mogą spokojnie wziąć prysznica bez ryku, nareszcie wyszli, matka dzwoni, mały płacze, czego ona znowu chce, nie nie mogę przyjechać, czy w tym domu zawsze musi być tak brudno, co za pogoda, Matko Boska, jak ja mam dość wszystkiego, Starszy wraca ze szkoły, znowu obudził Małego, zabiję go, normalnie zabiję, Małż dzwoni znowu przyjdzie później z pracy, obiad trzeba zrobić, nienawidzę gotowania, kaszę zrobię jęczmienną, Mamo, kasza, znowu kasza, spagetti wolę, w oku mnie drapie, wyciągam soczewkę, jeju do zlewu mi wpadła, przecież to trzeba mieć pecha na maxa, w tej telewizji nic nie ma, biedny maluszek zęby go bolą, ale czy on musi tak płakać, marzę o tym, żeby mieć trochę spokoju, lekcje poodrabiać, pomożesz mamo?, jasne synku, pomogę, jeśli nie zasnę na stojąco...

.. i tak w kółko w kieracie aż do wieczora... nie radzę sobie, nie radzę, niech oni mi wszyscy dadzą święty spokój...

20.00. Wkładam buty, ależ one wygodne, nowe ciuchy z Lidla, kurczę naprawdę nieźle w nich wyglądam, rozgrzewka, o jak miło poczuć swoje ciało, czy ja dziś dam radę biegać,  może trzeba było się położyć, zaczynam biec, 2 wdechy, 2 wydechy, jak mantra, czuję spokój, jakbym w SPA była normalnie, jakiś koleś biegnie przede mną, alez on ma kapitalny tyłek, co za fajna pogoda, wiaterek taki miły,  te buty to był znakomity zakup, po prostu płynę, dźwięk nóg na ścieżce taki kojący, o już 3 kilometry, nie zauważyłam, jest wspaniale, czuję napięcie mięśni, to może jeszcze 3, wszystko ze mnie spływa, zaglądam ludziom do okien, o kurczę ktoś tam gra na trąbce!, jak ładnie, jak mi dobrze, co już pół godziny minęło, biegnę, biegnę, biegnę...

... i tak w kółko ponad godzinę :) Wracam do domu, otwieram drzwi, jak ja ich kocham normalnie. Kocham swoje życie! Kocham biegać!

wtorek, 3 września 2013

Ciąża to NAPRAWDĘ nie wymówka!


Kurczę, jest dobrze!!! Jest naprawdę dobrze! Tak jak w tytule - jestem dowodem na to, że po ciąży można wyglądać i czuć się LEPIEJ niż przed!

Dowód? Przed zajściem w ciążę ważyłam 65 kg i miałam 104 w biodrach, teraz (9 miesięcy po porodzie) - 60,0 kg i 98 cm w biodrach !!! Chyba sobie już muszę jakieś foty "PO" strzelić! :)

To oczywiście nie koniec mojej walki o siebie, ale wiem, że idę dobrą drogą - dużo chodzenia i dużo biegania (dziennie wychodzi mi nawet 15 km jak dodam spacerki do biegania), no i rozsądne jedzenie ( co u mnie niestety oznacza skrupulatne ważenie i zapisywanie go w Myfitnesspal).

Strasznie mnie cieszy to, że kiedy mam gorsze dni (takie jak 4-dniówka dwa tygodnie temu), to potem i tak wracam na dobre tory zgodnie z zasadą: Padłeś? Powstań!

PS. A na deser zdjęcie mojego słodkiego Dżemika, który ochoczo spełnia swoją rolę obciążenia we wspólnych ćwiczeniach:

PS. 2 Zaczęłam wysyłać CV w poszukiwaniu pracy - trzymajcie kciuki!!!

wtorek, 27 sierpnia 2013

Ułatwiacze, umilacze - czyli moje rekomendacje #1


Jest kilka rzeczy, które wg mnie warto byłoby polecić; może komuś również ułatwią lub umilą życie?



STRÓJ DO BIEGANIA


W przyszłym tygodniu w Lidlu pojawią się nowe, bardziej jesienne ciuchy do biegania. Mimo że jeszcze ich nie przetestowałam (z oczywistych względów;) z czystym sumieniem mogę je polecić, bo mam już ich kilka sportowych ubrań i uważam, że są zupełnie ok, a poza tym za tę cenę (zarówno góra jak i dół po 35 zł) na pewno warto.



FITNESS

Tak się złożyło wczoraj, że "moją" godzinę przeznaczyłam na internet i czytanie blogów, zamiast na bieganie, czy nordik walkimg. Postanowiłam więc nie marnować tego dnia do końca i zaczęłam szukać na youtube filmików z ćwiczeniami dla matek z dziecmi i znalazłam Angelikę Pióro.:)


Ćwiczenia wyglądają lajtowo, ale zapewniam, że wykonując je  z 9-kilowym bobasem nieźle się zmachałam! A Dżemik potraktował je jak fajną zabawę  - cały czas się śmiał :))) Zdaję sobie sprawę, że w porównaniu do np. Ewy Chodakowskiej to te ćwiczenia to mały pikuś, ale jak nie ma innej możliwości, to warto poćwiczyć choćby w ten sposób.



MUZYKA

Klara "Enchanted":



Jak przeczytałam na stronie Polskiego Radia: "Klara Jędrzejewska to zaledwie 17-letnia artystka, która sama pisze teksty i komponuje muzykę do swoich utworów, a profesjonalizm, z jakim to robi, zadziwia niejednego dorosłego. M.in. wokalistę IRY, który został producentem muzycznym jej debiutanckiego albumu."

Dla mnie - niesamowite odkrycie.


DIETA

Zupa krem z kalafiora:) Nie jest to może nic odkrywczego, ale przyznam, że ja robiłam ją po raz pierwszy. TUTAJ znalazłam przepis na taki krem w wersji dietetycznej i okazało się, że zupka jest nie tylko lekka, ale i pyszna:




poniedziałek, 26 sierpnia 2013

11 km biegiem po 4 dniach żarcia

Żarłam 4 dni - 2 ze smutku i zniechęcenia, 2 dla towarzystwa i z beztroskiej radości.

Tych dwóch pierwszych nie chcę komentować (zresztą pisałam o tym w poprzednim poście, by the way: dzięki za komentarze!), a te kolejne to cudowny weekendowy wyjazd na działkę do znajomych:)

4 małżeństwa, 3 dzieci i  - niestety - góra żarcia...:) Pogoda piękna, klimat cudowny- dawno się tak nie bawiłam w towarzystwie przyjaciół, leniwie płynący czas, dużo śmiechu, brak stresu... Krótko mówiąc postanowiłam się nie katować liczeniem kalorii, tylko beztrosko konsumować jak inni z postanowieniem, że w niedzielę wieczorem pobiegam.

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Mimo dość ciężkiego żołądka biegało mi się wyśmienicie, także po 5 km postanowiłam iść na rekord i przebiec w sumie 11 km. Udało się! :)



piątek, 23 sierpnia 2013

Macierzyństwo czasem daje mi w kość


Znowu dałam ciała. Mam dół i jem drugi dzień. Ale dziś nie o tym. Dziś o powodach.
Powód tym razem jest taki - czasem ta cała sytuacja z macierzyństwem mnie po prostu PRZERASTA. Ja wiem, że to wymówka mięczaków i normalna, stabilna, dorosła osoba, która obiektywnie rzecz biorąc nie ma na co narzekać nie powinna mówić, że "sytuacja ją przerasta", ale tak się właśnie czuję.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Waga drgnęła!


Taki właśnie widok ujrzały rano moje zaspane oczy, gdy zwyczajowo, jak co dzień weszłam na wagę :)

Co to dla mnie oznacza? Że to wszystko ma sens! I bieganie i nordik walking i wprowadzanie zjadanych produktów do myfitnesspal i liczenie kalorii i to kretyńskie ważenie żarcia i odmawianie teściowej ciasta i te milion drobnych czynności i milion drobnych decyzji, które podejmuję każdego dnia MA SWÓJ CEL I SENS i - co najważniejsze - DZIAŁA !!!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Masz dwie ręce i dwie nogi? Więc nie masz wymówek!

Ostatnio zobaczyłam teledysk, który mnie zahipnotyzował. Najpierw spodobała mi się muzyka (okazało się, że to Rudimental - zespół, który już kilka razy mnie zachwycił), a potem wciągnęła fabuła teledysku.

Kilku kolesi jedzie na BMX-ach, jeden z nich ma wypadek, w wyniku którego amputują mu nogę poniżej kolana.

A zresztą - obejrzyjcie same:



niedziela, 18 sierpnia 2013

Nowe buty do biegania!

Zachęcona sobotnim sukcesem biegowym (5 km w 28,33 min!) postanowiłam wreszcie kupić sobie nowe buty. Stare miałam już (wstyd przyznać) kilka dobrych sezonów. Fakt, że do tej wiosny głównie w nich chodziłam (nordik walking), ewentualnie trenowałam na siłowni, ale widać już było na nich upływ czasu. Co gorsza - nazajutrz po każdym treningu zaczęły mnie boleć stopy (chyba podbicie?), a tego już lekceważyć nie można.

Oto one, ta daaam:

sobota, 17 sierpnia 2013

Mój pierwszy (oficjalnie mierzony) bieg na 5 km!

Wczoraj wreszcie wzięłam udział w Parkrun w Gdańsku ! :) Wiecie, co to jest?

Parkrun to cykliczne, bezpłatne biegi na 5 km z pomiarem czasu. Sa organizowane  wielu miejscach na świecie, w Polsce m.in. w Gdańsku, Gdyni, Łodzi i Warszawie. Zawsze w soboty o 9.00. Fajne jest to, że rejestracja odbywa się tylko raz poprzez strone internetową, z której drukuje się indywidualny kod kreskowy uczestnika i z tym kodem można wziąć udział w tych biegach na całym świecie.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Pourlopowo i granolowo

Hmmm... no nie zrzuciłam 1,9 kg... ale tez nie przytyłam :) Teraz ważę 61,2 co też jest super - powoli, powoli do przodu, prawda? :)

Na moim wiejskim urlopie zaliczyłam też mały sukces: przebiegłam wreszcie 10 km!!! Z tego tytułu zamierzam sobie jutro kupić (tak jak sobie obiecałam) bransoletkę Lilou, która będzie mi przypominać, że mogę naprawdę duuuużo, jak się tylko postaram :)

Nie muszę chyba dodawać, że

piątek, 26 lipca 2013

Nowy początek z Myfitnesspal (i Endomondo)

Jestem tak przepełniona energią, motywacją i nadzieją, że mam ochotę wrzeszczeć!!! Niech wszyscy sąsiedzi usłyszą, że ważę

61,8 kg !!!


O matko, ale jestem szczęśliwa! :) W takich chwilach wydaje mi się, że mogę wszystko i jestem nie do pokonania! :)

Jak mi się udało wyjść z dołka i  zaklętego kręgu podjadania ? Odpowiedź jest jedna:

środa, 24 lipca 2013

No to popłynęłam... :(

Tak sobie ostatnio płynąc na fali dobrego humoru i optymizmu z niepokojem zauważyłam, że niezauważalnie dzień po dniu... jem coraz więcej! Gdyby nie to, że biegam i karmię piersią, to nie wiem, co by ze mną było. Cały czas kręcę się koło lodówki i non stop sobie dogadzam: tu garstka orzeszków, tu miseczka truskawek, tu plasterek sera (jeden, drugi, piąty)...

Przesadzam zdecydowanie z węglami i brzuch mi ostatnio urósł :(

Jak dziś usiadłam i spisałam sobie to, co zeżarłam, to aż mi włosy dęba stanęły z wrażenia:

wtorek, 23 lipca 2013

Lato na bogato!






Korzystacie z dobrodziejstw lata? Ja się staram, jak mogę! :) Codziennie wieczorem talerz owocków lub warzywek. Choc przyznaję, że jak zdarzy się wieczór bardzo towarzyski, to potrafię też zapomnieć się przy misce czipsów, czy orzeszków... Ludzie - nie przynoście mi do domu niezdrowych przekąsek!!! :)))

A - i dbam o siebie: paznokcie, bransoletki, sukienki - tak jak sobie obiecałam. Mój małżonek - zachwycony! Żeby tylko nowego człowieka z tego nie było! ;)

Pozdrawiam letnio!


PS. A na wadze 62,6 !!!! :))))

czwartek, 11 lipca 2013

Biegacze (poczatkujący) - biegiem do Lidla!!!


Udane zakupy dziś zrobiłam:
  • koszulka funkcyjna do biegania
  • oraz spódniczka i spodenki do biegania:



I już się nie mogę doczekać, jak je wypróbuję ! :)

PS. Aktualizacja w odpowiedzi na Wasze pytania: wszystkie rzeczy po 25 zł:)

wtorek, 9 lipca 2013

Na dobry początek dnia


Płatki owsiane, jogurt naturalny, jagody, truskawki i trochę porannego słońca na balkonie

Czasem po prostu wiesz, że to będzie dobry dzień. Obudziło Cię słońce, ukochany podał Ci śniadanie do łóżka (przyznam, że w życiu mi się to jeszcze nie zdarzyło- no chyba, że można do tego zaliczyć kanapkę z dżemem podaną przez syna;), miałaś dobry sen, albo planujesz dziś zrobić coś wyjątkowego.

A jesli nawet nie wiesz, to go zaklinasz. Dobrym, lekkim śniadaniem, ładniejszym makijażem, dobrymi myślami.

Ja dziś tak mam. Czuję, że dziś:
  • dopisze pogoda
  • będę jeść zdrowe i lekkie posiłki
  • poruszam się tak jak lubię
  • spotkam się z dawno nie widzianą przyjaciółką i nagadamy się "po kokardę"
  • Dżemik będzie dziś baaaardzo grzeczny i mało absorbujący 
  • wieczór zakończę lampką pysznego, czerwonego wina   
  •  spotka mnie kilka fajnych niespodzianek
  • a pod tym wpisem znajdę kilka fajnych komentarzy od interesujących babek:)

Wszystkiego dobrego na dziś !!!! :)))))




poniedziałek, 8 lipca 2013

Letni dekalog


Tak się złożyło w tym roku finansowo, że nigdzie na wakacje nie pojedziemy. Na szczęście mamy działkę na Kaszubach, na która wyjeżdżamy w każdy weekend, a ja dodatkowo planuję pojechać tam kilka razy w wakacje na cały tydzień z dzieciakami.

Warunki mamy tam wymarzone - domek jest murowany, dzielimy go z teściami i szwagierką (oraz jej 3 dzieci), ale miejsca jest sporo, a my mamy fajny "drewniany" pokoik na strychu. Oprócz kilku sąsiadujących ze sobą działek (które zasiedlają sami znajomi lub rodzina), wszędzie dookoła lasy i pola, a niedaleko również jeziorko.

Generalnie mamy tam wszystko (lub prawie wszystko), czego ja potrzebuję do szczęścia i wypoczynku - przestrzeń, zieleń, brak przymusu i pośpiechu. Mój jedenastolatek co prawda narzeka na brak intenetu, ale mam nadzieję, że jak zjada na wieś jego kuzyni, to przestanie marudzić.

To, co jest dla mnie absolutnie najcudowniejsze, jak tam jestem to bieganie wśród tych pól, łąk i po lesie. (Zdjęcie powyżej przedstawia taki właśnie poranny, biegowy widoczek). Męczę się co prawda okropnie, bo mam zwyczaj biegać rano, jak tylko obudzi się małżonek i może zająć się Dżemikiem (czyli około 9.00-9.30) kiedy jest już gorąco, ale nieważne. Wracam nabuzowana, letni prysznic, lekki makijaż i jestem Królową Świata!!! 

Niestety czyha tam na mnie mnóóóstwo zagrożeń - dla mojej sylwetki, motywacji i dobrego humoru...;) Dlatego zamierzam się zabezpieczyć i zrobię listę, która pomoże mi schudnąć, cieszyć się latem, zdrowiem, dobrym samopoczuciem i dobrze wyglądać.


1. Ważyć się  codziennie (specjalnie w tym celu kupiłam sobie nową wagę do domu, a starą wywiozłam na wieś). Z doświadczenia wiem, że po kilku dniach na wsi na kuchni teściowej (i jej wypiekach) mogę przybrać przynajmniej 2-3 kg. W tym roku - basta! Waga ma ruszać się tylko w dół :)

2. Nie dać się skusić czipsom oraz innym smakołykom, którymi będą częstować. A że będą, to wiem na pewno.

3. Tak często, jak się da, nosić kapelusz. Po ciąży na skutek przebywania na słońcu została mi niesamowita ilość piegów (co jest bardzo ok) oraz ciemniejsza plama na czole (co jest bardzo nie ok). Idę z tym do dermatologa, a i bez tego wiem, że lepiej tego bardziej nie opalać. Druga sprawa włosy - ostatnio przeczytałam, że przegrzewanie skóry głowy skutkuje wypadaniem włosów, z czym i tak mam problem po ciąży...

4. Codziennie biegać. W czapeczce :) - z powodów ww.


5. Nosić sukienki i bransoletki. Przebywanie z daleka od cywilizacji niesie w sobie pokusę zakładania na siebie byle czego - starych podkoszulków, klapek, które pamiętają wakacje 2006 i spodenek, które najlepsze czasy maja za sobą. Błąd! Kobiecy, niewymuszony. letni strój skuteczni zapewni mi dobre samopoczucie oraz oddali ode mnie wizję steranej życiem, zaniedbanej matki dwojga dzieci. Malowanie paznokci na szalone letnie kolory też dopisuję do listy:) Oto mój wczorajszy "malunek":



6. Zrobić wszystko,  kupić stół do ping-ponga. Wszystko, tzn.tak zbilansować wydatki, żeby udało się go kupić. Już sprawdzaliśmy - najprostsza wersja w Decathlonie kosztuje 400 zł - niby nie dużo, ale jednaj 4 stówki piechota nie chodzą i na chodniku nie leżą...
Po kupieniu - korzystać jak najczęściej! Na wsi to nie będzie trudne - Dżemik spokojnie posiedzi i pobawi się na kocyku już przynajmniej 20-30 minut, a amatorów do gry znajdę z pewnością. Jak już pisałam  - na działkę zjeżdża szwagierka, a wokół roi się od kuzynów męża z rodzinami.

7. Traktować wszystko z letnim dystansem i nie przejmować się tym, co o mnie pomyślą inni! Ponieważ  w porywach na działce znajduje się nas kilkanaścioro - rodzą się konflikty. Czasem zaczyna się od drobnych sporów dzieci, które (bywa) przenoszą się na rodziców. Czasem powie coś teściowa, co ja potraktuję jak przytyk, czasem szwagierka, nierzadko ja wkręcam sobie, że mają do mnie o coś pretensje i zupełnie niepotrzebnie tracę dobry humor Dystans, dobry humor i będzie dobrze.

8. Zrobić dużo fajnych fotek, sporo pięknie poobrabiać i  (przynajmniej) kilkanaście wywołać jako pamiątkę z wakacji. No nikt mi nie powie, że oglądanie kilkuset zdjęć na kompie ma taki sam urok jak oglądanie kilkudziesięciu fotek w albumie!:)

9. Robić codziennie sałatki owocowe i warzywa w słupkach. Tam gdzie dużo dzieci, tam słodycze... Ale przygotowanym i pokrojonym owockom i warzywkom nikt się nie oprze:) Mam nadzieję, że szwagierka mi pomoże, zwłaszcza, że planuje w te wakacje odchudzić swojego najstarszego syna, a i jej by się przydało...;).

Punktu 10 jeszcze nie mam. Może Wy mi coś podpowiecie? Bardzo proszę :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Co nowego?

Dwa miesiące nie pisałam?!?! Niemożliwe !!! :))))

Co u mnie? Pracuję nad pewnością siebie, jak sobie obiecałam w kwietniu i , no cóż, nie jest łatwo:)
Jest jedna rzecz, która bardzo mi w tym pomaga. Otóż ... TA DAM... - zaczęłam biegać !!!

Bieganie jest cudowne, odprężające, wykańczające, motywujące i bardzo, bardzo endorfinowe :)  Zaczęłam w majówkę stosując początkowo plan biegowy, który znalazłam na stronie treningbiegacza. Pierwsze dni polegały głównie na marszu oraz kilku minutach biegu. Po miesiącu biegałam już bez problemu 5 km, teraz biegam co drugi dzień po około 40-45 minut, czyli robię około 6 km.

Zaczyna mi się podobać również kupowanie biegowych gadżetów - etui na ramię na komórkę, czapeczka, koszulki itd.

Ponieważ fajnie mieć jakiś cel postanowiłam do końca lipca przebiec (jednorazowo, of kors) 10 km i we wrześniu wystartować w 51. biegu Westerplatte na 10 km właśnie :)

Jestem tym strasznie podekscytowana i już się boję :)

Tak w ogóle to sobie wymyśliłam, że jak już po raz pierwszy przebiegnę te 10 km, to żeby to uczcic i upamiętnić kupię sobie bransoletkę Lilou z grawerunkiem  - kilometraż + czas, w którym go przebiegłam. Jak na nią spojrzę, to będę sobie przypominać, że jak udało mi się przetruchtać te 70-80 minut, to dam radę z wieloma innymi rzeczami.  Taka bransoletka motywacyjna :)


A waga od jakiegoś czasu na poziomie 63 kg, więc powoooooooli, powooooooooli w dół .

środa, 17 kwietnia 2013

Praca nad pewnością siebie - dzień 1 (diagnoza problemu)

A jakoś spadek formy ostatnio zaliczam i to - co dziwne - psychicznej, bo fizycznie nie najgorzej. Powinno to iść w parze, a nie idzie...

Otstanio coraz częśćiej myslę o tym, co czeka mnie od wrzesnia, czyli o SZUKANIU PRACY. Jak juz kiedys pisałam obecnie jestem na urlopie macierzyńskim, a w miesiąc po urodzeniu Dżemika dowiedziałam się, że moje stanowisko zostanie zredukowane i generalnie nie mam do czego wracać. Wiem, że mam różne opcje np. urlop wychowawczy, powrót do pracy na 7/8 etatu (ale skoro mnie nie chcą i nie maja dla mnie roboty to nie wiem, co miałąbym robić - chyba podnosić szlaban na firmowym parkingu ;), ale zdecydowalismy, że najlepszym rozwiązaniem będzie zgoda na wypowiedzenie przyjęcie odprawy, ekwiwalentu finansowago za niewykorzystany urlop itd co zapewni mi utrzymanie do lutego 2014. No i wtedy powinnam podjąć pracę... Jest to o tyle korzystne rozwiązanie, że będę z Dżemikiem ponad rok, a nie - jak pierwotnie planowałam - tylko 7 miesięcy.

W związku z tym, że sytuacja na rynku jest taka, a nie inna intensywne poszukawanie roboty zamierzam podjąć już we wrześniu, tak by mieć na to 4-5 miesięcy.

To jest ta racjonalna i optymistyczna wersja wydarzeń: poszukam kilka miesięcy i znajdę coś fajnego, pracę za normalne pieniądze, która pozwoli mi się realizować i będzie interesująca.

Mimo tego, że mam głębokie wewnętrzne przekonanie, że tak bedzie coraz częściej myślę o tej sytuacji z niepokojem. Boję się rozmów rekrutacyjnych (ostatnio byłam na interview 6 lat temu...), boje się, że wyjdzie, że jestem głupia, niekompetentna, moje doświadczenie i wykształcenie mogę sobie w kieszeń wsadzić, że jestem za stara, zbyt nieudolna.

Słowem - myślę o sobie źle...

Zawsze lubiłam wyzwania, lubiłam nowe sytuacje, zmiany, nowych ludzi,  a teraz coś mi się odmieniło. Tak jakbym straciła całą pewność siebie, wierę w swoje możliwości... Winę za ten stan rzeczy upatruję w braku wyzwań zawodowych - nie pracuję już 6 miesięcy i jakos to sie widac odbija na mojej psychice. Z maluszkiem jest cudownie, ale wyzwań nie mam żadnych ...

Nie wiem, co z tym zrobić... Dziś diagnoza, rozwiązania przyjdą później:) Może ktoś mi coś podpowie? :)

PS. A wagowo coraz lepiej - 63,2 kg. Jem dużo, ale staram sie jeść zgodnie z indeksem glikemicznym i chodze od 6 do 10 km dziennie, co jak widać, daje efekty.


niedziela, 17 marca 2013

64 kg !!!!!!!


Jupi !!! 64 kg na liczniku! Plus 50 dkg, ale przeciez 64,5 to wciąż 64 kg, prawda? :)))) Ważę pół kilo mniej niż przed ciążą!!!!

Samopoczucie poszybowało w górę, siłownia dziś zaliczona, przygotowane pyszne i zdrowe  śniadanko pierwsze i drugie dla całej rodzinki, słońce świeci, aż się chce żyć!!!

Teraz tylko z niepokojem myślę o jutrze, bo na ABT trener zrobił nam taaaaaki wycisk na ręce, że boję się, że nie podniosę Dżemika z powodu zakwasów:)

Na fali dobrego humoru zastanawiam się nad kupnem książki Ewy Chodakowskiej, myślicie, że warto?

Miłego dnia!!!!!

środa, 13 marca 2013

Kasia Bosacka cudnie chudnie



Jestem osoba uzależnioną od kupowania książek o odchudzaniu. Szczególnie interesują mnie poradniki zajmujące się psychologiczną stroną problemu, ale nie tylko. Książki o dietetyce bardzo często kupowałam (podobnie jak miesięczniki Shape w poszukiwaniu kopa, inspiracji, czegoś, co wyzwoli we mnie nowe pokłady dietetycznej energii.

W tym tygodniu w ramach poszukiwania inspiracji nabyłam książkę autorki jednego z moich ulubionych programów: „Wiem, co jem” – Kasi Bosackiej.

„Kasia Bosacka cudnie chudnie” to – jak głosi okładka – zbiór przepisów, porad, motywacji i wszystkiego, co pomoże nam chudnąć. Czy poradnik spełnia te obietnice? Moim zdaniem tak!  Mimo tego, że w diecie, którą stosuje i opisuje pani Kasia „nie ma nic odkrywczego, zaskakującego, żadnego „łał”, „ożesz ty!”, ani nawet „no co ty?”. (…) jest dość nudna, żmudna i trudna, w żadnym razie nie sposób określić jej jako diety cud”.

Jest taka, jaka moim zdaniem powinna być dieta: prosta, tania, bezpieczna i skuteczna. Opiera się na najzdrowszych, dostępnych w naszych sklepach produktach. Niby żadnych rewelacji (i rewolucji), ale w tym tkwi siła książki. Kolejnym argumentem za zakupem jest bardzo lekkie pióro. Książkę czyta się jednym tchem, jest napisana bez zadęcia, moralizowania, patosu. Jest lekko i zabawnie, a jednocześnie przemycona jest spora ilość wiedzy na temat popularnych diet, wody, herbat odchudzających, soli itp.

Świetny jest rozdział pt. „Na zakupach”. Autorka  po kolei omawia każda z grup żywnościowych, dowiadujemy się, jak kupować i na co uważać wybierając  m.in. jajka, makaron, warzywa i owoce, ryby, płatki śniadaniowe, czy chleb.

Atrakcyjna oprawa graficzna przyciąga wzrok. W książce roi się od ładnych zdjęć i zabawnych ilustracji.
Przepisów może nie jest jakoś strasznie dużo, ale  wyglądają naprawdę atrakcyjnie oraz – co dla mnie bardzo ważne – nie wymagają spędzania długich godzin w kuchni.

„Kasia Bosacka cudnie chudnie” to świetna książka dla osób, która wkraczają na drogę health life i nie bardzo wiedzą, jak się do tego zabrać. Osoby, które dietetyka interesują się już jakiś czas mogą, ale nie muszą być odrobinkę rozczarowane – głównie przez ten brak nowych, rewolucyjnych rozwiązań, mnie jednak książka przypadła wybitnie do gustu – pewne sprawy podporządkowała, no i czuję znowu takiego małego kopa, a przecież głównie o to mi chodziło.:)

wtorek, 12 marca 2013

Wpis politycznie niepoprawny, ale prawdziwy


Nie wiem, co mi ostatnio przyszło do głowy, ale po obejrzeniu nowego programu na TVP2 pt. „Życie od kuchni” poczułam, jakby mnie ktoś rąbnął w głowę. Spojrzałam na dwoje bohaterów (babka -32 lata i facet – 37) i wyobraziłam sobie siebie i swojego męża na ich miejscu i zmartwiałam.

Nie wiem, czy macie tak samo, ale jak widzę ludzi około 30-tki, z baaaardzo widoczną nadwagą lub otyłością od razu wyobrażam sobie, kim Ci ludzie są. To silniejsze ode mnie i pewnie powinnam z tym walczyć, bo to takie politycznie niepoprawne, ale w zaniedbanym grubasie automatycznie widzę osobę:

- leniwą

- niezorganizowaną

- nieumiejącą poradzić sobie z własnymi emocjami

- nieszczęśliwą

- zmęczoną

- nudną

- bez zainteresowań

- bez przyjaciół

 - NIE PANUJE NAD WŁASNYM ŻYCIEM

- która po pracy je na kanapie niezdrowe żarcie przed telewizorem.

- a w weekend powoli porusza się po hipermarketowych alejkach w poszukiwaniu promocji na niezdrowe żarcie.


Jak widzę dwoje 30-latków z normalnymi, zadbanymi ciałami od razu dobudowuję sobie ich „historię”:

- pomysłowi, kreatywni, roześmiani, energiczni

- z masą przyjaciół, z którymi robią fajne rzeczy

- po pracy jadą na siłownię lub spacer

- a w weekendy jeżdżą na rowerze.


Niesprawiedliwe? Z całą pewnością. Wiem, że to stereotypy, wiem, że nie powinno się ludzi w ten sposób stygmatyzować. Nie można przecież wnioskować czegokolwiek na temat charakteru, przyzwyczajeń, czy usposobienia danego człowieka tylko na podstawie jego wyglądu – to takie powierzchowne… W końcu każdy z nas zna grubasów, którzy nie spełniają opisanych przeze mnie kryteriów, podobnie jak osoby szczupłe nie zawsze dbają o siebie, a sylwetkę zawdzięczają genom. Ale to silniejsze ode mnie i jestem pewna, że wielu z nas kieruje się takimi schematami w myśleniu.

Jestem młodą duchem, wesołą, energiczną, z całą masą pomysłów, zainteresowań i znajomych osobą i przeraża mnie, że ktoś (np. na rozmowie kwalifikacyjnej) mógłby skreślić mnie tylko z powodu tego, jak wyglądam.

No więc okazuje się, że poza typowo zdrowotną motywacją do zdrowego żywienia (i życia przy okazji) mam wielką, mega istotną motywację … (jakby ją tu nazwać…) SKOJARZENIOWĄ. Bo ja nie chcę się nikomu kojarzyć z lenistwem, brakiem energii, niechlujstwem.

PS. A  ze swoim schematycznym podejściem do osób z nadwagą walczę, bo to pochopne, nietaktowne i bezmyślne. Ale kto z nas tak nie czuje w pierwszym odruchu?

 

środa, 27 lutego 2013

Bilans lutego


1.        Ważę tylko 1 km mniej niż pod koniec stycznia, czyli 65 kg. Wynik jest bardzo, bardzo demotywujący, ale niestety przez karmienie Dżemika nie mogę stosować żadnej diety poza racjonalnym jedzeniem, a przez zajmowanie się nim nie do końca panuję nad swoim czasem… Pamiętam jednak, że 11 lat temu, po urodzeniu starszego synka chudłam tak samo – kilogram na miesiąc, ale schudłam na dłuższy czas, a ciało miałam po 9 miesiącach DUŻO lepsze niż przed ciążą, bo starciłam te kilogramy tylko przez ćwiczenia i spacery. Teraz może być trudniej, bo mam już 35 lat, więc metabolizm jest znacznie wolniejszy, ale nie zamierzam się poddawać!

2.        Miało być 100 km, a wyszło tylko 69km z wózkiem … Mogę jednak z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że za każdym razem, kiedy było to możliwe faktycznie próbowałam zrobić wynik – niestety przez kilka dni byłam uziemiona z powodu małej awarii wózka (koło) i kilka razy przeszkodziła mi pogoda. Niemniej jednak zakładam, że w marcu ten wynik uda mi się zrobić bez przeszkód, bo pogoda będzie dużo lepsza niż w lutym J

3.        Jem 3 porcje warzyw i owoców dziennie – czasem nawet 5, ale 3 to już norma. Zyskuje na tym moja rodzina, bo rytuałem jest już to, że wieczorkiem (kiedy każdy już po kolacji ma jeszcze na COŚ ochotę) przygotowuję warzywka lub owocki w słupkach – tak jak w moich fruit- i veginspiracjach.

4.        Piję ok. 3 litrów wody dziennie

5.        2 razy w tygodniu ćwiczę w fitness klubie – ABT i step. Zyskuję MASĘ energii, choć samo wybranie się do klubu nie jest łątwe, bo maluch coś ostatnio protestuje, jak ma zostac z tatą na 2 godziny i prawie cały czas płacze. Tłumaczę sobie, że ten czas jest również dla nich, muszą się do siebie jeszcze bardzie przywiązać, to nie będzie takich problemów...

6.        Mimo kilku porażek jedzeniowych (spowodowanych nie tyle łakomstwem co zajadaniem stresu) staram się jeść świadomie, zgodnie z filozofią Mindfull heating Paula Mckenny (napiszę o tym więcej w kolejnym poście)

7.        Dbam o wygląd zewnętrzny – tylko młode mamuśki wiedzą, jaką pokusą jest czasami olać to jak wyglądamy – zajmujemy się maluszkiem, przez większą część dnia nikt nas nie ogląda, więc po co makijaż,  włosów też można przecież nie myć, tylko związać w kucyk, a lakier na paznokciach jest już zupełnie zbędny. Bardzo często my FAKTYCZNIE nie mamy na to czasu – priorytetem jest dzidzion, czasem również starsze dziecko, mężem też trzeba się zająć, dom ogarnąć, zakupy zrobić, obiad przygotować i wiele wiele innych rzeczy… Tym bardziej cieszę się, że zawsze wygospodarowuję czas na makijaż, umycie i ułożenie włosów oraz pomalowanie paznokci. Mało? Dla mnie czasem to bardzo dużo.

8.       Przy każdej zmianie pieluchy robię 20 przysiadów, więc dziennie wychodzi przynajmniej 100 :) Cieszy mnie to!
 
Jest jeszcze masa rzeczy, nad którymi muszę popracować, bo generalnie (wagowo) nie jest dobrze, co trochę mnie martwi, bo lato za pasem... 
 


Ale najważniejsza jest:

- praca nad sobą

- wytyczenie kierunku zmian i

- (mimo załamek) konsekwentne podążanie w wyznaczonym kierunku!!!
 
 Czego sobie i Wam życzę :) !

środa, 20 lutego 2013

Kiepski wieczór, marna noc, okropny poranek


A zaczęło się dość niewinnie  - dzień miałam dość smętny : nic ciekawego się nie działo, Dżemik mnie męczył, pogoda uniemożliwiająca wyjście z wózkiem na spacer itd. Wieczorem napadła mnie taka ochota na słodkie, że (mimo postanowienia „0 słodyczy w poście”) zjadłam kawałek gorzkiej czekolady. Potem pomyślałam, że skoro już dałam plamę (a NADAL mam ochotę na coś słodkiego) to poproszę małżona, żeby poszedł do sklepu i kupił mi batona. Jak już był w drzwiach to poprosiłam, żeby kupił dwa (no w końcu co za różnica? Jeden, dwa czy sto? I tak jestem beznadziejna….). Małż wrócił z batonami dla mnie i pudełkiem lodów dla siebie. Zjadłam dwa batony, popiłam mleikiem i zrobiło mi się troche lepiej. Przed snem obiecałam sobie, że to jednorazowy grzeszek i nie będę się z tego powodu zamęczać wyrzutami sumienia – po prostu stało się i trudno.

W nocy, po kolejnym karmieniu Dżemika byłam tak wykończona, że dorwałam się do lodów i zjadłam ¼ pudełka… Jak wstałam rano, byłam tak śpiąca, wykończona i wkurzona na siebie tym wieczornym i nocnym jedzeniem, że wciągnęłam: michę słodkich płatków z mlekiem, bułkę z serem i keczupem oraz kolejną ćwiartkę pudełka lodów

Teraz najbardziej obawiam się, żeby na tym poprzestać, nie karać i jednocześnie pocieszać kolejnym obżarstwem, tylko zapomnieć i próbować wskoczyć na dobre tory… A już mi tak dobrze szło: piję ponad dwa litry wody , jem te 3 a nawet 5 porcji warzyw i owoców, staram się dorywczo ćwiczyć (podczas przewijania małego za każdym razem robię 15 przysiadów ;) – wychodzi ponad stówa dziennie) itd. Ale znam siebie i wiem, że jak zacznę jeść, to mogę skończyć dopiero po trzech, czterech dniach…

Nie wiem, jak mam się wziąć w garść… Buuu.... Taka duża urosłam, a nie umiem sobie radzić z takimi rzeczami, wstyda Aga, wstyd...

poniedziałek, 18 lutego 2013

Fruit- i vegmotywacje


Wciągnęłam się w temat MINIMUM 3 porcji warzyw i owoców dziennie:)
 Zaczęłam przeszukiwać Internet w poszukiwaniu wiedzy na ten temat, a także sposobu niebanalnego podawania tychże. Niebanalnego, ponieważ wiadomo, że im ciekawiej podane jedzonko, tym większa ochota na nie. Czy będę miała ochotę na codziennie przez 40 dni jeść zwykłe, jabłko? Może tak, może nie.
Ale już na przykład podane z jogurtem i orzechami włoskimi, jak tu:


Ślinka cieknieJ

Albo na przykład jabłko+cynamon+rukola?
 
 


No więc postanowiłam poszukać takich fruitinspiracji i veginspiracji – proste, ale atrakcyjne i apetyczne sposoby na podanie owoców i warzyw. Generalnie chodziło mi o produkty raczej nie przetworzone i bez zbędnych dodatków. 
Oto rezultaty:
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
Nie macie ochoty biec od razu do warzywniaka?!?! :) :) :)

3 porcje warzyw i owoców aż do Wielkanocy*

Przeczytałam fajny artykuł:

http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zaskakujacy-wplyw-owocow-i-warzyw-na-skore/3lysh

 
Zeelektryzowało mnie to, że: "trzy porcje warzyw i owoców spożywanych codziennie przez sześć tygodni wystarczą, aby nasza skóra nabrała blasku i zdrowego, złocistego koloru. Co więcej, naukowcy dostrzegli, że jedzenie warzyw i owoców wpływa również na atrakcyjność."


Bo prawda jest taka, że obecnie nie jem tylu warzyw i owoców, żeby można było uznać to za 3 porcje... Ale z okazji postu i nadchodzącej wiosny (już, już) warto spróbować!

Zaczynam od jutra!!! :)

* te 3 porcje to takie minimum, jakie sobie zakładam - będę się starać jeść 5 :)

niedziela, 17 lutego 2013

Niedzielne oczekiwanie ...

Czekam:
- na wiosnę
- na słońce
- na męża
- na motywację
- na długie włosy
- na śmiech mojego maluszka
- na to, żeby chciało mi się gotować
- na przespane noce
- na płaski brzuch
- na pieniądze
- na to, aż ktoś wynajdzie słodycze bez kalorii
- na lepszy humor
- na grilla na działce
- na to, aż ktoś mi naprawi wózek, bo nie mogę wyjść na spacer
- aż mi przejdzie chandra...

sobota, 16 lutego 2013

2 miesiące po porodzie = 2 kg mniej

Hmmm... Jak w tytule .... straciłam 2 kg. Ważę 65 kilo. Myslałam, że będzie lepiej, ale jak ma być lepiej, jak moja dieta cały czas jest tak chaotyczna i niezorganizowana...?

Jedyne, co mi się udaje, to spacery - tak jak sobie założyłam codziennie maszeruję z wózkiem, na tyle szybko, na ile to możliwe, po około 5 km.

Co jeszcze? Założyłam, że skoro nie mam tyle czasu dla siebie, żeby wykonywać profesjonalny trening (np. ćwiczenia z płytą Ewy), albo jechać na siłownię,  to przynajmniej nie będę takim couch potato :)



Co to oznacza w praktyce? W ciągu całego dnia wykonuję różne ćwiczenia, jakie przychodzą mi do głowy w danym momencie, w którym akurat mam 5-10 minut np. przysiady (staram się wykonaywać za każdym razem przy przewijaniu Dżemika w ilości po 10 sztuk), bridge, wykroki z małym na rękach itd. Nie wiem, czy to coś daje na dłuższą metę, ale przynajmniej w tym czasie nie siędzę na kanapę i nie jem :)

Co sądzicie o takich chaotycznych, krótkotrwałych, ale dość częstych ćwiczeniach?

niedziela, 10 lutego 2013

Jak widzę lustro, to ... :)

 
Przeczytałam wczoraj w starym Twoim Stylu fajny artykuł o kłamstwie. Dziennikarka postanowiła zrobić eksperyment rodem z filmu „Kłamca, kłamca” i tak jak Jim Carey mówić tylko i wyłącznie prawdę.  Po kilku dniach okazało się, że okłamywanie otoczenia jest tak wpisane w nasze życie, że okłamujemy również siebie: partner dziennikarki myjącej zęby w pewnym momencie mówi: „O! Znowu masz swoją make-up’ową minę”. Okazało się,  że on tak nazywa wyraz twarzy, któr ą ona robi zawsze podczas robienia makijażu – szerzej otwarte oczy, dziubek z ust, wyżej podniesiony podbródek itd. Co więcej – sama sobie przyznała się, że robi tę minę za każdym razem gdy staje przed lustrem!

Uśmiałam się okropnie, bo ja też mam swoją „make-up’ową minę” – jak widzę lustro to mimowolnie (naprawdę!) podnoszę do góry brwi (mam kompleks opadających powiek), lekko unoszę kąciki ust i robię dziubek :) ( najzabawniejsze jest to, że moja babcia, która ma teraz 93  lata, jeszcze kilka lat temu też robiła dziubek przed lustrem, he, he:)

No i taka mnie naszła refleksja, że ta mina to taka lepsza wersja mnie samej, bo oprócz tego dziubka i tych oczu, to ja się jeszcze prostuję, wciągam brzuch i trochę wypinam biust co skutkuje tym, że FAKTYCZNIE wyglądam lepiej – szczuplej, młodziej i na bardziej wypoczętą.

Moje postanowienie od dziś: chodzić na codzień tak, jak prezentuję się sobie przed lustrem!!!

 

A Wy? Macie swoje „make-up’owe miny”?


Ps. Apropos przedostatniego posta - zaliczyłam dziś 6 km z wózkiem :)

piątek, 8 lutego 2013

100 km z wózkiem w lutym!



















rysunek autorstwa Magdy Danaj - polecam http://porysunki.blogspot.com/)

Daaaawno nie pisałam... Powody są różne - głównie brak czasu: przy małym Dzidzionie, jak juz się ma troche wolnego to człowiek po oporządzeniu całego domu  musi jeszcze oporządzic sam siebie ...

Ale ostatnie 2 tygodnie wprowadziły jedną fanatstyczną zmianę do naszego życia - nareszcie moge chodzić z maluchem na spacer w z wózkiem!!! Wczesniej było to niepożliwe, bo maluch po ukończeniu 3 tygodni złapał katar, który trzymał go grubo ponad 2 tygodnie... Ale teraz nareszcie wychodzimy i powiem, że ODŻYŁAM :))))

Trochę się już wcześniej ruszałam, ale zawsze wymagało to czyjejś opieki na małym, a teraz "wrzucam" go do wózka i już :))) Mała rzecz, a cieszy jak diabli!

W związku z tym postanowiłam, że będę chodzić z tym wózkiem przynajmniej 3,5 km dziennie, co w lutym dałoby mi wynik 100 km  - nieźle brzmi, co? :)

Oprócz tego cały czas zamierzam ze 3 razy w tygodniu chodzić na siłownię, ale jakoś cały czas nie moge się wybrać: a to koleżanka zachoruje, a to sprzęgło w aucie trafi szlag, a to coś tam... Wiem, wymówki, wymówki...

Z żarciem cały czas brak mi jakiegoś systemowego podejścia - niestety często jem to to mi akurat wpadnie w rękę i co nie oparzy Dżemika, jak na niego spadnie (wiem, brzmi to patologicznie, ale często jem nad maluchem podczas karmienia;) ...

Postanowienie jest takie, że muszę odnaleźć swoją dietę "dietetyczkową" (chodziłam kiedyś 4 miesiące do dietetyczki i mam masę rozpisanych jadłospisów) i działąć zgodnie z tym planem.

No to do dzieła!!!



czwartek, 24 stycznia 2013

Moc pozytywnych komentarzy:)



Jezu - to naprawdę działa! No - ten blog:))) Wystarczy choć jeden pozytywny komentarz (nieznajomej osoby w gruncie rzeczy) żeby podnieść na duchu i zmobilizować do działania!!!
 
Bo czego oczekuję od tego bloga? Że będzie mnie napełniał optymizmem, że jak już powiem A, to będę chciała powiedzieć B, C, D aż do końca alfabetu. I jeśli się kiedyś … „zająknę” w tej wyliczance, to może znajdzie się jakaś życzliwa dusza, która rzuci jakieś pozytywne hasło, poda rękę i powie: „Nie poddawaj się, tak dużo już zrobiłaś”.
A oprócz tego?

 - bo fajnie mieć cel i plan, a jak się coś spisze, to trudniej tego nie dotrzymać
 - bo chciałabym poznać osoby z podobną energią, podobnymi problemami  wyzwaniami, by dojść do czegoś razem i razem się tym cieszyć
- bo uwielbiam zdjęcia „przed” i „po” i też chcę mieć takie
- bo chciałabym stworzyć swoją własną historię zdrowego, pozytywnego, inspirującego życia, która będzie mnie nakręcać
- bo zamierzam udowodnić, że opieka nad dzieckiem (w zasadzie nawet dwójką), a także (w perspektywie) powrót z urlopu macierzyńskiego do pracy nie jest wymówką w dbaniu o siebie
- bo nie chcę zamęczać znajomych i rodziny swoim planem dietetycznym, treningowym, sukcesami i porażkami
A Wy czemu blogujecie?


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Helfi - srelfi, czyli porażka na całej linii :(


Weekend, pod względem jedzeniowo-ruchowym, można okreslić jednym słowem: PORAŻKA :(

Sobota zaczęła się fatalnie - małż storpedował moje plany związane z jego opieką nad Dżemikiem, w związku z czym nie mogłam ani pojeździc na rowerze, ani iść na spacer z kolezanką, ani iść do biblioteki (a ja bez zapasu książek jestem jak pozbawiona powietrza, ani iść do sklepu i kupić coś sensownego do jedzenia. Po prostu dzień wcześniej imprezował i w soboę leczył kaca.

A ja się tak zdenerwowałam, że zaczęłam jeść. Nie, to nie było jedzenie. ZACZĘŁAM ŻREĆ. Skończyło się to wielkim kacem moralnym i poczuciem wielkiej pogardy do samej siebie...

Miałam kiedyś problem z kompulsywnym jedzeniem, poradziłam sobie z tym, ale problem nadal raz na jakiś czas pojawia się w sytuacji stresowej, kiedy w porę nie zacznę "opracowywać" tego stresu, rozbierać mojego złego nastroju na czynniki pierwsze i szukać innego sposobu na pocieszenie.

Najgorsze jest to, że czasem po takim wyskoku zbieram się kilka dni, zanim zacznę zdrowo jeść - bo przecież "dałam ciała", jestem beznadziejna itd. Mój kac moralny przeciągnął sie do wczoraj, np. na obiad zjadłam dwie parówki (!) z majonezem (!!) i kromką chleba z serem i majonezem (!!!). Żenujące, naprawdę...

Ale jak to mówią: Padłeś? Powstań! Zbieram się dzis do kupy, bo ile można jeść śmieci? Wish me luck! :)

piątek, 18 stycznia 2013

9 powodów, dla których wybieram "healthy lifestyle"



Doszłam do wniosku, że teraz mam znakomitą okazję, by wymyślić, zdefiniować siebie od początku. Urodziłam dziecko, zaczęłam urlop macierzyński, no i zaczął się nowy rok, nowe nadzieje, nowe plany. Czy to nie dobry moment, żeby zastanowić się:

·          Jaką osobą chciałabym być?

·          Czym wypełniać swój czas?

·          Jak o sobie myśleć?

·          Czym karmić swoje ciało?

·          Jak je traktować?

Na te pytania nie można sobie odpowiedzieć w 5 minut. Nawet nie ma takiej potrzeby, „wymyślanie siebie” to proces ciągły, nieustanny.

Na pierwszy ogień poszło pytanie: po kiego diabła zamierzam się męczyć i chcę uczynić ze zdrowego stylu życia sposób na codzienne funkcjonowanie ???


Po zastanowieniu wiem, że

1.        wreszcie chcę mieć wygląd dopasowany do stanu emocjonalnego, a nie metryki

2.        opieka nad niemowlakiem wymaga większej ilości energii, którą chcę czerpać z sensownego jedzenia i ćwiczeń

3.         zdrowe odżywianie i ruch to najprostszy sposób na dobry humor, a z tym miewam czasem kłopot

4.         lubię czuć, że panuję nad swoim życiem, że mam je mocno w swoich rękach, a jednocześnie, że nie przecieka mi przez palce

5.        w połowie lutego planuję pierwsze poważnego „pociążowe” zakupy ciuchowe i muszę się do tego soooliiiidnie przygotować J

6.        nie mogę wyglądać jak stereotypowa,  zaniedbana „mamuśka”

7.        za kilka miesięcy zaczynam szukać nowej pracy, a odpowiedni wygląd pomoże mi na rozmowie kwalifikacyjnej (przynajmniej jeśli chodzi o pewność siebie, bo kwalifikacji mi , oczywiście, nie zwiększy)

8.       chcę, by moi synowie byli ze mnie dumni

9.        … i  żeby moja rodzina mogła brać ze mnie przykład J

A jak realizacja? Wczoraj udało mi się pojeździć na rowerze:) Pół godziny na początek, ale dobre i to:)  Od razu humor lepszy!