środa, 10 grudnia 2014

Marudzę, bo mam dość i jem za dużo słodyczy...

Od tygodnia jestem z synkiem w szpitalu i jest mi z tym bardzo ciężko. Nie jest z nim tak bardzo źle - angina z kaszlem i katarem, a najgorsze (czyli wysoka gorączka) już dawno za nami.

Kiepsko znoszę pobyt tutaj, mimo że w normalnym życiu nie jestem bardzo wymagająca osobą z optymizmem podchodzę do niewygód  tu przeszkadza mi w zasadzie wszystko:
- poranne pobudki punkt 6.00, kiedy mój maluszek w najlepsze śpi. Pielęgniarka wkracza jak policja lub ABW po członków mafii, zapala światło i każe od razu: sprzątać, składać łóżko oraz inhalować dziecko i podawać mu lekarstwa
- posiłki - nie dość, że niejadalne, to jeszcze podawane w dziwnych porach np. śniadanie aż 3 h po pobudce!
- szybkie prysznice - w panice, że mój synuś się obudzi biorę prysznic w dwie minuty wraz z ubraniem się, więc mam cały czas poczucie, że jestem przybrudzona
- wiecznie płaczące dzieci - ja wiem, tez jestem matką i bardzo im współczuję, ale jak budzą mojego, to się wkurzam
- akustyka i gadający po nocach rodzice - między pokojami są szyby, więc słychać praktycznie każdy szmer
 - wspomniane już szyby między pokojami - Big Brother, kurczę, tylko bez sławy i pieniędzy...
- zapach  - tego chyba nie trzeba tłumaczyć...
- protekcjonalizm lekarzy i pielęgniarek -  zasadzie nie specjalnie chcą dzielić się swą wiedzą na temat stanu zdrowia pacjenta, bo po co to rodzicowi?
- anonimowość pracowników oddziału szpitalnego - lekarkę, pielęgniarkę i salowa można odróżnić tylko po rekwizytach (stetoskop, mop) - jeśli są bez - nie wiesz z kim gadasz
- "mamowanie" - nie wiem wiem czemu, ale większość pielęgniarek mówi do mnie "mama" lub "mamunia" ( no kuźwa - do tej pory myślałam, że mam tylko dwoje dzieci) - czy nie używa się już starego, dobrego "proszę pani"????
- brak miejsca - jesteśmy co prawda sami, ale to taka malutka klitka...
- brak ruchu (co to jest te kilkadziesiąt kroczków na trasie: sala-łazienka-aneks kuchenny...)
- samotność i tęsknota za domem ...

To wszystko razem sprawia, że pocieszam się jak mogę, czyli słodyczami i jedzeniem kupionym w śmiecio-budce pod szpitalem... Już jestem w stresie, jak pomyślę o stanięciu na wadze po powrocie do domu...

2 komentarze:

  1. Bardzo ci współczuję. Nie wiem jak mogę cię wesprzeć i zrozumieć, sama takich sytuacji nie miałam, ale pewno zachowywała bym się tak samo

    OdpowiedzUsuń
  2. przyjemnie sie oglada i czyta :)

    OdpowiedzUsuń