1.
Ważę tylko 1 km mniej niż pod koniec stycznia, czyli 65 kg. Wynik jest
bardzo, bardzo demotywujący, ale niestety przez karmienie Dżemika nie mogę
stosować żadnej diety poza racjonalnym jedzeniem, a przez zajmowanie się nim
nie do końca panuję nad swoim czasem… Pamiętam jednak, że 11 lat temu, po
urodzeniu starszego synka chudłam tak samo – kilogram na miesiąc, ale schudłam
na dłuższy czas, a ciało miałam po 9 miesiącach DUŻO lepsze niż przed ciążą, bo
starciłam te kilogramy tylko przez ćwiczenia i spacery. Teraz może być trudniej,
bo mam już 35 lat, więc metabolizm jest znacznie wolniejszy, ale nie zamierzam
się poddawać!
2.
Miało być 100 km, a wyszło tylko 69km z wózkiem … Mogę jednak z pełną
odpowiedzialnością powiedzieć, że za każdym razem, kiedy było to możliwe
faktycznie próbowałam zrobić wynik – niestety przez kilka dni byłam uziemiona z
powodu małej awarii wózka (koło) i kilka razy przeszkodziła mi pogoda. Niemniej
jednak zakładam, że w marcu ten wynik uda mi się zrobić bez przeszkód, bo
pogoda będzie dużo lepsza niż w lutym J
3.
Jem 3 porcje warzyw i owoców dziennie – czasem nawet 5, ale 3 to już norma.
Zyskuje na tym moja rodzina, bo rytuałem jest już to, że wieczorkiem (kiedy
każdy już po kolacji ma jeszcze na COŚ ochotę) przygotowuję warzywka lub owocki
w słupkach – tak jak w moich fruit- i veginspiracjach.
4.
Piję ok. 3 litrów wody dziennie
5.
2 razy w tygodniu ćwiczę w fitness klubie – ABT i step. Zyskuję MASĘ
energii, choć samo wybranie się do klubu nie jest łątwe, bo maluch coś ostatnio protestuje, jak ma zostac z tatą na 2 godziny i prawie cały czas płacze. Tłumaczę sobie, że ten czas jest również dla nich, muszą się do siebie jeszcze bardzie przywiązać, to nie będzie takich problemów...
6.
Mimo kilku porażek jedzeniowych (spowodowanych nie tyle łakomstwem co
zajadaniem stresu) staram się jeść świadomie, zgodnie z filozofią Mindfull heating
Paula Mckenny (napiszę o tym więcej w kolejnym poście)
7.
Dbam o wygląd zewnętrzny – tylko młode mamuśki wiedzą, jaką pokusą jest
czasami olać to jak wyglądamy – zajmujemy się maluszkiem, przez większą część
dnia nikt nas nie ogląda, więc po co makijaż, włosów też można przecież nie myć, tylko
związać w kucyk, a lakier na paznokciach jest już zupełnie zbędny. Bardzo
często my FAKTYCZNIE nie mamy na to czasu – priorytetem jest dzidzion, czasem również
starsze dziecko, mężem też trzeba się zająć, dom ogarnąć, zakupy zrobić, obiad
przygotować i wiele wiele innych rzeczy… Tym bardziej cieszę się, że zawsze
wygospodarowuję czas na makijaż, umycie i ułożenie włosów oraz pomalowanie
paznokci. Mało? Dla mnie czasem to bardzo dużo.
8. Przy każdej zmianie
pieluchy robię 20 przysiadów, więc dziennie wychodzi przynajmniej 100 :) Cieszy mnie to!
Jest jeszcze masa rzeczy, nad którymi muszę popracować, bo generalnie (wagowo) nie jest dobrze, co trochę mnie martwi, bo lato za pasem...
Ale najważniejsza jest:
- praca nad sobą
- wytyczenie kierunku zmian i
- (mimo załamek) konsekwentne podążanie w wyznaczonym kierunku!!!
Czego sobie i Wam życzę :) !