poniedziałek, 21 stycznia 2013
Helfi - srelfi, czyli porażka na całej linii :(
Weekend, pod względem jedzeniowo-ruchowym, można okreslić jednym słowem: PORAŻKA :(
Sobota zaczęła się fatalnie - małż storpedował moje plany związane z jego opieką nad Dżemikiem, w związku z czym nie mogłam ani pojeździc na rowerze, ani iść na spacer z kolezanką, ani iść do biblioteki (a ja bez zapasu książek jestem jak pozbawiona powietrza, ani iść do sklepu i kupić coś sensownego do jedzenia. Po prostu dzień wcześniej imprezował i w soboę leczył kaca.
A ja się tak zdenerwowałam, że zaczęłam jeść. Nie, to nie było jedzenie. ZACZĘŁAM ŻREĆ. Skończyło się to wielkim kacem moralnym i poczuciem wielkiej pogardy do samej siebie...
Miałam kiedyś problem z kompulsywnym jedzeniem, poradziłam sobie z tym, ale problem nadal raz na jakiś czas pojawia się w sytuacji stresowej, kiedy w porę nie zacznę "opracowywać" tego stresu, rozbierać mojego złego nastroju na czynniki pierwsze i szukać innego sposobu na pocieszenie.
Najgorsze jest to, że czasem po takim wyskoku zbieram się kilka dni, zanim zacznę zdrowo jeść - bo przecież "dałam ciała", jestem beznadziejna itd. Mój kac moralny przeciągnął sie do wczoraj, np. na obiad zjadłam dwie parówki (!) z majonezem (!!) i kromką chleba z serem i majonezem (!!!). Żenujące, naprawdę...
Ale jak to mówią: Padłeś? Powstań! Zbieram się dzis do kupy, bo ile można jeść śmieci? Wish me luck! :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
doskonale cie rozumiem i rozumiem twoj stan; sama ma z tym problem; ale trzeba sobie radzic bo szkoda zycia a przeciez tyle jest jeszcze do zrobienia...:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPrzy każdym odchudzaniu, walce o figurę pojawia się taki moment, kiedy wszystko obraca się przeciwko nam i koniec, nie ma opcji, zawalamy wszystko. Ważne jest, żeby od razu się podnieść, przypomnieć sobie, po co to robimy (napisałaś o tym świetnego posta - czytaj go sobie zawsze w chwilach słabości!), uświadomić, że jesteśmy tylko ludźmi i to normalne ponosić porażki. Mam nadzieję, że teraz już jesteś na właściwej drodze, majonez odrzucony i z uśmiechem na ustach nadal dążysz do zmian :)
OdpowiedzUsuńI jakbyś mogła - dodaj do bloga ramkę "obserwatorzy", dzięki temu będę mogła w bloggerze na bieżąco sprawdzać, czy coś nowego się u Ciebie dzieje :)
Usuń