Jednak nie ma nic, co daje mi tak dużo, jak bieganie.
Przekonałam się wczoraj o tym ostatecznie.
Mój dzień wyglądał mniej więcej tak: noc nieprzespana (Dżemikowi idą 3 zęby naraz), pobudka o 6.30, wyglądam jak zombie, no słowo daję - 40-latka jak nic, kanapki dla Starszego, prasowanie koszuli dla Starego (nienawidzę prasowania koszul), jajecznica dla Małża, znowu upierniczyłam całą kuchnię, Dżemik płacze, czy ja nie mogą spokojnie wziąć prysznica bez ryku, nareszcie wyszli, matka dzwoni, mały płacze, czego ona znowu chce, nie nie mogę przyjechać, czy w tym domu zawsze musi być tak brudno, co za pogoda, Matko Boska, jak ja mam dość wszystkiego, Starszy wraca ze szkoły, znowu obudził Małego, zabiję go, normalnie zabiję, Małż dzwoni znowu przyjdzie później z pracy, obiad trzeba zrobić, nienawidzę gotowania, kaszę zrobię jęczmienną, Mamo, kasza, znowu kasza, spagetti wolę, w oku mnie drapie, wyciągam soczewkę, jeju do zlewu mi wpadła, przecież to trzeba mieć pecha na maxa, w tej telewizji nic nie ma, biedny maluszek zęby go bolą, ale czy on musi tak płakać, marzę o tym, żeby mieć trochę spokoju, lekcje poodrabiać, pomożesz mamo?, jasne synku, pomogę, jeśli nie zasnę na stojąco...
.. i tak w kółko w kieracie aż do wieczora... nie radzę sobie, nie radzę, niech oni mi wszyscy dadzą święty spokój...
20.00. Wkładam buty, ależ one wygodne, nowe ciuchy z Lidla, kurczę naprawdę nieźle w nich wyglądam, rozgrzewka, o jak miło poczuć swoje ciało, czy ja dziś dam radę biegać, może trzeba było się położyć, zaczynam biec, 2 wdechy, 2 wydechy, jak mantra, czuję spokój, jakbym w SPA była normalnie, jakiś koleś biegnie przede mną, alez on ma kapitalny tyłek, co za fajna pogoda, wiaterek taki miły, te buty to był znakomity zakup, po prostu płynę, dźwięk nóg na ścieżce taki kojący, o już 3 kilometry, nie zauważyłam, jest wspaniale, czuję napięcie mięśni, to może jeszcze 3, wszystko ze mnie spływa, zaglądam ludziom do okien, o kurczę ktoś tam gra na trąbce!, jak ładnie, jak mi dobrze, co już pół godziny minęło, biegnę, biegnę, biegnę...
... i tak w kółko ponad godzinę :) Wracam do domu, otwieram drzwi, jak ja ich kocham normalnie. Kocham swoje życie! Kocham biegać!
Jesteś Niesamowita!!!
OdpowiedzUsuńSuper ! :) Ja także pokochałam bieganie.. <3
OdpowiedzUsuńJa muszę wrócić do biegania ale akurat jestem przeziębiona :/
OdpowiedzUsuńSprzedaję maszynę do wypieku chleba- więcej na moim blogu- zdrowiezwyboru.blogspot.com Pozdrawiam
ja idę na rower! całusy!!
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszej drodze i jeszcze większej dawki endorfinek :)
OdpowiedzUsuńhttp://monikaturemka.synergygo.com/pl/Phytolife.html
TO jest właśnie TO! Oddałaś ducha, kwintesencję i co tam kto jeszcze chce! A zrozumie ten, kto doświadczył. Nie da się opowiedzieć (jak porodu) jak to jest tak do końca. Super wpis Aga!
OdpowiedzUsuńKasia (szewkas;)
Aga, jestes zdrowo zakrecona, ale ja tez tak mam - tylko dwie panny w domu. Ja nie biegam, ale medytuje i wtedy czuje to co Ty po bieganiu. Jutro wybieram sie na yoge, zeby odreagowac:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńczemu zniknęłaś na tak długo..?
OdpowiedzUsuńByło kilka powodów, ale wracam :)
UsuńWłaśnie Aga??? Zaglądam a tu nic!
OdpowiedzUsuńKasia (szewkas;)
Ufff, widzę, że nie tylko ja lubię oglądać męskie pupy :D Na mnie też bieganie działa odprężająco. Fajnie jest przez chwilę nie myśleć o problemach, zmartwieniach :)
OdpowiedzUsuńGdzie jesteś?
OdpowiedzUsuńWracam:)
UsuńBieganie naprawdę przyjemne, tylko czasem ciężko się do niego zabrać ;)
OdpowiedzUsuńhttp://beondieteathealthy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTo świetna strona. Z pewnością dodam Twojego bloga do własnej listy blogów poświęconych dietom. Sprawdź ten adres http://blogiodietach.blogspot.com/ i przejrzyj, co ciekawego tam zamieściłam