niedziela, 30 listopada 2014

Która kiecka na ważną imprezę?

Przymierzyłam wczoraj 16 sukienek i  - nie mogąc się zdecydować - kupiłam dwie.
Ale w dwóch na firmową imprezę nie pójdę...:(

Którą wybrać?

Orsay:
Czy Taranko:

 
 

 
Dzięki za opinie!!!

poniedziałek, 24 listopada 2014

Niechciana pozostałość po ciąży

Moja druga ciąża nie byłą tak bezproblemowa jak pierwsza. Mimo że bardzo o siebie dbałam i właściwie wszystko robiłam mega książkowo, począwszy od odżywiania po ruch (pochwalę się jeszcze raz - przez 9 miesięcy przemaszerowałam z kijkami prawie 1000 km!) w ciąży zachorowałam na cukrzycę ciążową, a w łydce pojawił mi się ... żylak.

O ile cukrzyca minęła mi po porodzie samoistnie (choć wiem, że muszę uważać już w zasadzie do końca życia, bo istnieje ryzyko, że znowu mnie dopadnie), to cholerny żylak, jak niespodziewanie się mej lewej łydce pojawił, tak niespodziewanie i samoistnie zniknąć nie chciał...

Zaczęło się od tego, że wybrałam się w dłuższą podróż samochodem i głupio mi to teraz przyznać - niestety  - nie robiłam  sobie żadnych przerw w drodze. Uwielbiam prowadzić, a droga z Gdańska do Warszawy na wielu wyremontowanych odcinkach praktycznie nie wymagała zmiany biegów, skutkiem czego nie ruszałam lewą nogą dłuższy czas... W nocy obudził mnie tak straszny ból,  że zaczęłam ryczeć, mąż się przestraszył, że zaczęłam rodzić, a to był "tylko" potworny skurcz.

Nad ranem okazało się, że w łydce pojawiła mi się nowa, niebieska żyłka, która, przez prawie dwa lata spędzała mi sen z oczu.

Żylaki zawsze kojarzyły mi się ze starszymi, zaniedbanymi puszystymi paniami, a nie z młodą, ruchliwą mamuśką, za którą się uważałam! Musiałam coś z tym zrobić, ale wizja operacji nogi trochę mnie przerażała - w końcu muszę zająć się maluchem, a nie kłaść się do szpitala na kilka dni...

Pierwsze lat minęło, trochę się tego żylaka powstydziłam (bo oczywiście nie zakamuflowała go nawet opalenizna), trochę mnie pobolał (zrozumiałam wreszcie, o co chodzi w reklamach, jak mówią o "uczuciu ciężkości nóg"...) i czas było podjąć jakąś decyzję.

Do projektu "POZBYWAMY SIĘ ŻYLAKA RAZ NA ZAWSZE" podeszłam systemowo, czyli zaczęłam od przygotowania merytorycznego. Ponieważ żadna z moich koleżanek żylaków nigdy nie miała, w rodzinie też się nie pojawiały, więc moim jedynym źródłem wiedzy był początkowo internet. Wiem, ze lekarze często wkurzają się, jak pacjenci wymądrzają się wiedzą zdobytą od "Dr. Google", ale ja po prostu MUSZĘ się dowiedzieć wszystkiego, żeby móc z lekarzem porozmawiać choć trochę po partnersku.

Doczytałam, że operacja na szczęście nie jest jedyną opcją - dowiedziałam się o usuwaniu żylaków skleroterapią i doszłam do wniosku, że to może być to, czego szukam.

Namierzyłam w Gdańsku fajny gabinet z panią doktor polecaną przez internautów i poszłam na konsultację. Podczas wizyty okazało się, że jak najbardziej kwalifikuję się do skleroterapii, tylko zabieg musi być wykonany później - najwcześniej we wrześniu - z kilku powodów: przede wszystkim trzeba przez jakiś czas unikać wysokich temperatur, a poza tym po zabiegu konieczne noszenie jest pończoch uciskowych, co latem byłoby bardzo kłopotliwe.

Pani doktor zapowiedziała, że najprawdopodobniej konieczne będzie wykonanie 2 zabiegów w odstępie 3 tygodni, ale może uda się wykonać tylko dwa.  Zabieg nie był bolesny, trochę bolało kilka dni po nim, ale zdecydowanie najgorsze było noszenie tej uciskowej pończochy oraz rezygnacja z wysokich obcasów przynajmniej do pierwszej kontroli. No ale czego nie robi się dla zdrowia i urody!

Wysiłek się opłacał - podczas usg nieszczęsnej łydki 3 tygodnie po zabiegu okazało się, że kolejny zabieg nie jest już potrzebny! Żylak zniknął!

Skleroterapia to penie nie jest metoda dla każdego, ale mnie pomogła pozbyć się naprawdę sporego problemu - i to nie tylko kosmetycznego, ale i zdrowotnego :)

sobota, 22 listopada 2014

OMG!!! I need some help!!!

Przytyłam! Dwa tygodnie przed najważniejsza imprezą firmową w roku przytyłam 2 kg!!!

Wystarczyły 2 tygodnie na garnuszku teściowej i 2 kilo na plusie :( Dobrze, że wczoraj przywiozłam ze swojego mieszkania (wciąż trwa remont) wagę, bo pewnie za tydzień byłyby to już 3 kg :(((



Dukan? Lodówka na klucz? Zadrutowanie szczęki? Any ideas????

piątek, 21 listopada 2014

Jeśli nie PR, to co?

Wchodzisz do sali. Oni już siedzą, w ławkach, za stołami, na fotelach. Odpalasz prezentację. Mówisz pierwsze słowa i w zasadzie już wiesz - kupili Cię i będą Ci jedli z ręki, czy zaraz zaczną szeptać miedzy sobą i pogrążą się w czytaniu smsów i odpisywaniu na maile w komórkach.



 
Prezentacje - uwielbiam to!!! Uwielbiam już na etapie obmyślania slajdów, wyszukiwaniu zdjęć, anegdot. Zastanawiania się, gdzie postawić pauzy, jakie zadać pytania, jak zmusić ich do wyrażenia swojego zdania, do aktywności.

Wiele osób mówi, że nie lubi wystąpień publicznych, że je stresują. Ja mam to samo, tzn. czuje zawsze olbrzymi stres przed takim wystąpieniem, ale mimo to sprawia mi to niewiarygodną przyjemność.

Do tej pory nie miałam wielu okazji, żeby szkolić, czy prezentować coś publicznie. Właściwie w całej swojej karierze robiłam tylko kilka większych prezentacji z tematów, które mi bliskie i na których się znam: z komunikacji, z sytuacji kryzysowych i ze sztuki prezentacji.
Ale ostatnia prezentacja, po której otrzymałam wiele pozytywnych opinii i ciepłych słów uświadomiła mi, że być może jest to coś, co powinnam robić zawodowo.
Ja to po prostu widzę - ludzie, którzy przyszli na kolejne szkolenie niejako za karę, po kilku godzinach ze mną stwierdzają, że było warto, sporo się dowiedzieli, i wychodzą z wypiekami na twarzy. Sama byłam na takich szkoleniach, więc wiem, że to możliwe.

Jest tylko jeden mały problem... JAK SIĘ PRZEKWALIFIKOWAĆ? Jak zostać couchem, trenerem, mówcą motywacyjnym?

I - co najważniejsze - czy w wieku 36 lat można jeszcze myśleć o kompletnej zmianie profilu zawodowego?

I jak to osiągnąć, bez inwestowania kupy kasy w szkolenia trenerskie? Takie już zresztą w poprzedniej pracy miałam - tydzień szkolili nas jak być trenerami, ale to chyba trochę mało...

Ech, jak zwykle, więcej pytań, niż odpowiedzi... Muszę mocno przeanalizować temat. Na razie  będę wykorzystywać absolutnie każdą okazję, by się doskonalić w  dziedzinie publicznych prezentacji - np. ostatnio kadry wymyśliły, że w ramach programu adaptacyjnego będą się spotykać z nowymi pracownikami i opowiadać im o firmie. Ja mam mieć na tych spotkaniach kilkanaście minut, by opowiedzieć o swoim obszarze - spróbuje wykorzystać je tak, by nowi zapamiętali zarówno mnie, jak i to co powiem :)))

niedziela, 16 listopada 2014

Remont mieszkania=remont życia

Długo oczekiwany remont jest na półmetku i bardzo, bardzo nie mogę doczekać się rezultatu. Pieczołowicie wybierane panele (wypróbowaliśmy aż 4 rodzaje w mieszkaniu) okazały się strzałem w dziesiątkę, podobnie jak szaro-popielaty kolor ścian.

Było żółto-czerwono-szalenie-zielono, będzie szaro-spokojnie-skandynawsko. Opatrzyły nam się kolory, każdy pokój miał intensywną barwę, teraz będzie znacznie spokojniej. Coś jak tu:

Albo tu:


Kanapa będzie nawet bardzo podobna:)

Plus białe półki na książki:



Będzie pięknie, czuję to. Mam takie poczucie, że to nowe wnętrze da nam nowa energię do działania, do przyjmowania gości, do przebywania w nowym wnętrzu, do sprzątania nawet!

To co jeszcze strasznie lubię w takich remontowo, przeprowadzkowo, przemeblowaniowych kwestiach to pozbywanie się rzeczy. Nie znoszę magazynować, ale niestety z biegiem lat obrastamy jako rodzina w milion gratów, które "szkoda wyrzucić", "na pewno się przydadzą", i w ogóle "nie wiadomo co z nimi robić".

Zgodnie z zasadą Perfekcyjnej Pani Domu trzeba podzielić rzeczy na piękne, przydatne lub pamiątkowe, a wszystkie te, które nie łapią się do żadnej z tych kategorii po prostu wyrzucić.

Czsem jest ciężko (mamy poczucie wyrzucania pieniędzy), więc przenosimy niepotrzebne rzeczy do piwnicy, która pełni rolę swoistego "czyśca", ale to bez sensu. Tym razem spróbujemy kilka rzeczy wystawić na olx - może komuś przyda się stare krzesełko dziecięce (z nocnikiem gratis;), drzwi z framugą, czy ostro potraktowana przez świętej pamięci kota kanapa...? ;)

piątek, 14 listopada 2014

100 pomysłów na to, jak zaktywizować faceta

Od razu powiem -  nie chodzi o sex:) Do sexu to on się pali bardziej niż do ... no nie wiem ... niż do wszystkiego innego :)

Generalnie chodzi o to, że On SIĘ NIE RUSZA.


środa, 12 listopada 2014

Zamiar vs. wykonanie ( a między nimi Rów Mariański)

Środa była dniem tak bardzo obfitującym w wydarzenia (kręcenie filmu korporacyjnego, przygotowania do największej corocznej imprezy firmowej oraz przygotowanie prezentacji dla prezesa), że dzień pracy zakończył się po 13,5 godzinach.

Nie lubię, nie lubię...

Wkurw na siebie, że znowu się dałam, na firmę, na szefową, że dzieci nie ma i do domu jej się nie spieszy, że znowu nie udało mi się wyjść po 10 h, jak planowałam...

Anyway - wróciłam do domu z zamiarem niejedzenia już dziś niczego i jak stanęłam przy kuchennym blacie między talerzem z kopytkami i patelnią z bułką tartą to w mig zjadłam pół porcji. Wkurzona na siebie poprawiłam dwoma Michaszkami oraz dwoma plasterkami sera.

Ale dziś Z PEWNOŚCIĄ  będzie lepiej:) Zwizualizuję sobie dzisiejszy dzień: zaraz grzecznie i szybciutko wstaną dzieci, które bezkolizyjnie i w tempie pozwolą się ubrać, nakarmić i zawieźć do żłobka i szkoły, jazda do pracy (bez korków - a jakże!) potem bezstresowe , przepisowe 8h pracy przerywane odżywczymi, niskokalorycznymi posiłkami, powrót do domu (i znowu bez korków - jak ja to robię!) , zdrowy, lekki obiad przygotowany przez teściową, zabawa i odrabianie lekcji z dziećmi (starszy naturalnie przyniesie przynajmniej jedną piąteczkę), pół godzinna drzemka, 45 minut ćwiczeń z Mel B, miły wieczór z mężem, prysznic i zdrowy, dłuuuugi sen:)

Da radę?;)

wtorek, 11 listopada 2014

To był świetny dzień!

Tak się składa, że dziś urodziny męża. Na piczątek powolna kawka, długie śniadanko z książką, bo moi panowie spali, spacer po mieście w poszukiwaniu parady niepodległości, szybki ogląd własnego, remontowanego mieszkania (będzie pięknie!), potem świetny obiad teściowej i na koniec trenig z Tips for women (mój pierwszy:) mix Jilian, Mel B, Natalii Gacy i jeszcze jakiejś panny).

Gdyby nie dwa starcia-z synem buntujący się 12-latek) i teściową byłoby idealnie. Wniosek-popracować nad relacjami i wrzucić ten plan do celu strategicznego.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Przedsiębiorstwo zwane JA


Nie będę modelką.
Nie będę nastoletnim geniuszem.
Nie napiszę pierwszej książki przed 30-tką.
Nie zostanę astronautą.
Mam małe szanse, by przed 40-tką zostać milionerką i zwiedzić wszystkie kraje świata.
Moja talia nie osiągnie 50 cm.
Nie nauczę się biegle starochińskiego.
Prawdopodobnie nie zostanę prezesem korporacji.


Ale mogę przeczytać niezliczoną ilość książek.
Rozdać 5 mln uśmiechów.
Zrobić mnóstwo dobrych rzeczy.
Nauczyć się biegle przynajmniej 2 języków obcych.
Wyglądać zdrowo, młodo i czuć się znakomicie w swojej skórze.
Pracować z satysfakcją i lubić to, co robię.
Zdrowo się odżywiać i polubić gotowanie.
Przebiec kilka maratonów.

Nikt tak jak ja sama nie zna moich możliwości. Nikt nie wyznaczy moich celów lepiej niż ja.
Nikt nie uczyni mnie szczęśliwszą niż ja.

Popracuję nad tym  - w całym tym zmęczeniu całodziennym, zabieganiu, rozpaczliwych próbach bycia najlepszą matką, żoną, pracownikiem, sąsiadką - spróbuję każdego dnia realizować coś, co nazwę korporacyjnie* misją "przedsiębiorstwa" JA  -
BYĆ NAJLEPSZĄ "MNĄ" - DLA SIEBIE, DLA SWOJEGO SZCZĘŚIA I SWOJEGO POCZUCIA RÓWNOWAGI.

Główną zasadą determinowania celów, jest ich jasne i przejrzyste określanie, tak aby nie pozostawiały wątpliwości co do zgodności z misją przedsiębiorstwa. Powinny być ponadto ściśle sformułowane, mierzalne, ambitne, realistyczne i określone w czasie (zasada SMART)

Dobrze sformułowane cele strategiczne stają się podstawą do opracowania w następnej kolejności planów strategicznych. Plany strategiczne z kolei mają za zadanie, poprzez ustalenie priorytetów działań i podjęcie szeregu decyzji na różnych poziomach, umożliwienie zrealizowania założonych wcześniej celów strategicznych. Te z kolei pozwolą później na opracowanie celów taktycznych.

Misję już mam, nad celami strategicznymi, panem startegicznym oraz celami taktycznymi będę myśleć dziś. Wish me luck!  I

* he, he - jak to mówią: możesz wyjść z korporacji, ale korporacja z ciebie - nigdy! ;)




niedziela, 9 listopada 2014

Co przyniesie dzień?

Obudziłam się dziś z silną motywacją- na jak długo mi jej wystarczy? 2 miesiące (do Sylwestra), 3 tygodnie (do najważniejszej firmowej imprezy w roku), do wieczora ( zaplanowany jogging), czy do śniadania?:)

Ech...:)